Autor: Daria Rogowska

  • Spacer w koronach drzew

    Spacer w koronach drzew

    Znasz książkę „Rok w lesie”? Jeśli tak, i wiesz, jak dużo czasu dzieci potrafią przy niej spędzić, to koniecznie musicie odwiedzić wspólnie Spacer w koronach drzew w Pomiechówku. To obowiązkowa pinezka dla fanów zwierząt.

    Ścieżka przyrodnicza dla dzieci oparta właśnie na tej książce znajduje się w samym środku Doliny Wkry. Dojazd jest banalnie prosty chociażby pociągiem, z którego można dojść na piechotę w kilka minut na miejsce. Same ścieżki maja nie więcej niż 1 km długości, wiec nawet i z małymi dziećmi spokojnie można pokonać tę trasę.

    Przez całą ścieżkę przechodzi się dosyć aktywnie. Platformy edukacyjne z ilustracjami z książki świetnie łącza element zabawy dla dzieci z pobieraniem wiedzy. Proste zadania, porównania czy pokazane przykłady na prawdziwych materiałach doskonale uzupełniają informacje zawarte w książce.

    Dodatkowo przy każdej z platform jest jakieś zadanie lub eksperyment do przeprowadzenia. Oczywiście nie jest to wszystko obowiązkowe, warto czerpać przyjemność z samej okolicy. Założę się jednak, że bobrowa karuzela nie tylko na nas wywarła ogromne zaskoczenie. Z początku niezbyt orientowaliśmy się w sposobie jej korzystnia, ponieważ w otoczeniu nie ma żadnej instrukcji obsługi. Udało się nam się skorzystać ostatecznie z tej atrakcji i Zosia była wniebowzięta. To na co trzeba uważać, to dziecko musi się bardzo mocno trzymać, ponieważ jest bardzo duże wychylenie w trakcie kręcenia i dodatkowo początkowo jest się dosyć wysoko.

    https://youtube.com/shorts/aN714D9WsIM?feature=share
    Karuzela Borsuka

    Ogromne wrażenie wywarły na mnie figury motyli. Wykonane są z dbałością o szczegóły takie jak futrzasty tułów. Okazało się jednak, że bardzo silne nasłonecznienie tej łąki i znaczna liczba odwiedzających spowodowały trwałe uszkodzenia niektórych konstrukcji.

    Na trasie spotkać można tez wiklinowe rzeźby, czy tunele podziemne zrobione specjalnie dla dzieci. Podczas naszej wizyty było bardzo ciepło, Zosia i Kornelka nie miały jednak problemu z przechodzeniem środkiem rur.

    Ciekawą atrakcją dla dzieci jest zdecydowanie mały strumyk, który powstaje dzięki pompie. Dalej płynie on przez kolo wodne, jest tez pompa ręczna i zapory, którymi można regulować przepływ wody. Tam spędziliśmy bardzo dużo czasu, a chodzenie po kamiennym dnie strumyka boso było ciekawym doświadczeniem dla dzieciaków (dla starych to jak kto lubi 😅).

    W pobliżu znajduje się tez wieża widokowa, na która można kupić bilet w pakiecie ze ścieżką w koronach drzew. Widok z góry obejmuje cały teren Doliny Wkry. To co przykuło tu moją uwagę (dzieci nie, bo one leciały tak szybko jak się da) to kolejne ciekawostki i modele np budek lęgowych na coraz wyższych piętrach wieży.

    W kasie na polanie można kupić rożnego rodzaju pamiątki czy zabawki tematyczne. My tradycyjnie wybraliśmy magnes na lodówkę (prace dzieci musza na czymś się trzymać), a oprócz tego papierową mapę ścieżki edukacyjnej z prostą grą planszową na odwrocie.

    Ławka pająk

    Bardzo dużą zaletą tego konkretnego miejsca jest wielość atrakcji w okolicy. Plaża, spływy kajakowe, park linowy, wypasiony plac zabaw czy dmuchańce. Człowiek mógłby tam siedzieć od rana do wieczora i miałby co robić do samego końca.

    Zalety

    • Jedzenie: tak, w okolicy
    • Toalety: toi toi
    • wiek dzieci: 2-4, 5-7, 7+
    • Nasłonecznienie: czesc tak
    • Bilety: niska cena
    • Dużo atrakcji w okolicy
    • Na dworze
    • łatwy dojazd komunikacja miejska (pociąg z Warszawy plus krótki spacer)
  • Inca play

    Inca play

    Ten post jest częścią serii Place zabaw (4 z 4)

    WSPA-NIA-ŁA zabawa!

    Nie wiem, ile z Was słyszało o tym miejscu. W czerwcu Zosia była zaproszona na zorganizowane urodzimy właśnie w tej sali zabaw, jednak ze względu na chorobę, impreza nas ominęła. Jednak recenzje i informacje zasięgnięte ze strony sprawiły, że niedługo potem tam pojechaliśmy.

    Sala zabaw jest inna niż wszystkie znane mi dotąd. Najbliżej nas są Fikołki, aczkolwiek Zosia nigdy nie czuła się tam komfortowo, a nierzadko organizowanych tam jest az 5 imprez urodzinowych jedne za drugimi. Po każdej wizycie córa była mocno przebodźcowana, co było trudne dla niej, ale też dla nas.

    Inca Play się wyróżnia.

    Kolorami, a w zasadzie ich ograniczeniem. Każdy taki małpi gaj, jaki odwiedzaliśmy, wybuchał barwami na każdym kroku. Wykończenie przestrzeni zwykle jest bardzo intensywne, co dodatkowo energetyzuje dzieci. W Inca Play kolory ograniczono do węższej palety, białe ściany świetnie wydobywają spokój zielonych i drewnianych dodatków jakie tam zastosowano. Małpi gaj jest trochę utrzymany w zieleniach i szarościach, z pojedynczo występującymi mocniejszymi kolorami.

    Muzyką. To znaczy jej brakiem. Nie jest idealnie cicho, sala zabaw jest wystawiona na przestrzeń otwartą centrum handlowego, w którym się znajduje, ale z głośników nie leci żaden dodatkowy bodziec dźwiękowy, poza komunikatami wydawanymi przez pracowników. Nam to bardzo się spodobało, już biegające i krzyczące dzieci stanowią niezłe wyzwanie przy próbach komunikacji z własnymi bąbelkami.

    Strefą malucha. Ta mnie zwabiła wizualnie po samej wizycie na stronie. Co zrobić, jestem podatna na taki styl. Jasna przestrzeń, duża i bardzo dobrze zorganizowana jest świetną odpowiedzią na potrzeby dzieci i ich rodziców. Po środku stanął domek na drzewie ze zjeżdżalnią i basenem kulkowym. Oprócz tego jest tam dużo innych atrakcji dla mniejszych dzieci, kilka tablic manipulacyjnych, klocki do motoryki dużej, sensoryczne tablice dla maluszków i wiele innych.

    Ukierunkowaniem na dziecko, wszędzie. Tego dowiedzieliśmy się już po wejściu na miejsce, ale okazuje się, że tam można z dzieckiem do 5 roku życia wchodzić na konstrukcję razem z nim. I to był dla nas strzał w 10, dzięki któremu Zosia wreszcie wybawiła się tak, jak nigdy. Moja obecność na górze pomogła też Kornelce, która czasami potrzebowała wsparcia. No dobra, tak szczerze to podjarałam się możliwością wejścia na górę równie mocno co dzieci, chociaż przyznam, że dzieci wymęczyły mnie po wsze czasy ganiając jak szalone po całym placu zabaw. Jakby nie patrzeć niższym stworzeniom łatwiej jest się poruszać po takiej konstrukcji.

    Zosia wreszcie wybawiła się jak nigdy

    Budowaniem poczucia bezpieczeństwa dzieci. Zosia zwykle boi się zjeżdżalni-rur. Przez to, że nie widzi rodziców ciężko jest jej się odważyć. A na tym placu, uwaga (to naprawdę SZTOS!), tego typu zjeżdżalnie są przezroczyste. Dzięki temu szybko przekonała się do zabawy do tego stopnia, że podjęła się nawet zjazdów na bardziej stromych rurach przeznaczonych dla starszych dzieci. W strefie malucha zjeżdżalnia prowadząca do basenu kulkowego również jest przezroczysta. Mimo to Kornelka nie zdecydowała się na zjazd, ona jest dzieckiem piasku i błota, a nie wysokości i prędkości.

    Topografią. Zwróciłam jeszcze uwagę na budowę tego toru przeszkód. Praktycznie z każdego miejsca dziecko widzi podłogę, i w żadnym punkcie nie jest otoczone konstrukcją dosłownie z każdej strony. Nasza Zosia w innych miejscach tego typu jak już przekonywała się do wejścia na górę, wybierała trasy wzdłuż krawędzi, a każdorazowe przejście wgłąb wzbudzało dodatkowy niepokój.

    Mini wesołym miasteczkiem. Tak naprawdę to 2 atrakcje ustawione na terenie Inca Play. Diabelski młyn i statek. W niemal dowolnym momencie można poprosić obsługę o uruchomienie maszyny, wówczas wraz z innymi uczestnikami można skorzystać z nich w (tak mi się wydaje) dowolnym wymiarze czasu.

    Przygodą. Tak, dla starszaków w całej tej przestrzeni ukryto kilka kryjówek z zadaniami i zagadkami. Utrzymane są w (naszym ulubionym) zwierzęcym motywie, a celem dzieci jest znalezienie ich wszystkich.

    Jedzeniem. Wreszcie to nie jest jakiś wybór pomiędzy tostami, goframi czy naleśnikami. Na miejscu jedzenie można zakupić w kawiarni, która oprócz standardowego menu ma też coś na obiad, typu pizza, wrapy. Jednak to co wzbudziło we mnie zainteresowanie to to, że mają też menu dla dzieci naprawdę malutkich, na przykład kaszka manna gotowana na miejscu.

    Światłem. W sali zabaw jest jasno, ale nie jaskrawo. Sporo światła wpada przez główną kopułę centrum handlowego, a dodatkowe doświetlenie jest w miejscach tego wymagających.

    Toaletami. To nie taka błaha zaleta. W wielu takich miejscach jest jedna toaleta dla chłopców i jedna dla dziewczynek, a w Inca Play jest po kilka, dla dorosłych też. Oczywiście sedesy w toaletach dziecięcych są mniejsze a umywalki niższe. Nasza 3-latka nie miała problemu z myciem rąk. Miła odmiana w porównaniu do łazienek, w których jedyne co jest dla dzieci to podest pod umywalką i czasem w toalecie.

    O rety, dużo tych zalet. Naprawdę zakochaliśmy się w tej sali zabaw, tym bardziej, że trafiłyśmy na dzień bez grup zorganizowanych.

    A czy są jakieś wady? Cena takiej imprezy nie należy do najniższych. My zdecydowaliśmy się na wizytę całodzienną, więc nie zapłaciłam jakoś mało. Na pewno atrakcyjne jest to, że można kupić bilet na 30 minut; 1, 2 albo 3 godzin. Zniżki są też dla dzieci do 2 roku życia, a maluszki poniżej roku w część dni wchodzą bezpłatnie. Dodatkowo honorują “Kartę Dużej Rodziny”, dając zniżkę na niektóre pakiety.

    Lokalizacja. To bardziej wada lokalizacji samego centrum handlowego. W zasadzie najgorszy przypadek to jazda z wózkiem komunikacją miejską od strony centrum, ze względu na konieczność korzystania z wind w przejściu podziemnych pod Alejami Jerozolimskimi.

    I tak serio, więcej wad nie widzę. Sala idealna. Świetnie sprzyja dzieciom w spektrum czy z różnymi trudnościami, chociażby sensorycznymi.

    Wskazówki

    • Pora roku: dowolna
    • Pogoda: dowolna
    • Toalety: tak
    • Jedzenie: na miejscu
    • Inne: warto mieć swoje skarpetki na zmianę, inaczej trzeba zakupić na miejscu.
    • Czas dojazdu z Dworca Centralnego:
      • 🚲 – 20 minut
      • 🚌 – 25 minut

    Ocena placu zabaw: 9/10

  • Folwark Bródno

    Folwark Bródno

    Przeglądając na mapie ostatnio pokonywane trasy, a zwłaszcza okolice, w których bywamy rzadko, znalazłam takie jedno ciekawe miejsce. Folwark Bródno.

    Miejsce bardzo niepozorne, choć dzieci zostały oczarowane . Po zakupie biletów dostaje się papierowy kubek z warzywami do karmienia zwierzęcych mieszkańców folwarku. A spotkać można tu nie lada towarzyszy. Kury ozdobne, kaczki, gęsi, indory, króliki, kozy, owce (nie musieliśmy jechać na południe Polski żeby zobaczyć owce!), osiołki, kucyki czy nawet krowę.

    Na miejscu zaczęłam zastanawiać się skąd te zwierzęta tam się w ogóle wzięły. Wybiegi są o ograniczonej powierzchni, akurat jak my byliśmy to nie było zbyt czysto, ale nic nie śmierdziało. Warunki życia powiedziałabym takie średnie. Zapytałam o to pana, który aktualnie był jedyną dostępną osobą z personelu. Okazało się, że wszystkie te zwierzęta były w jakiś sposób uratowane, albo oddane by spokojnie przeżyły swoje ostatnie lata. Bardzo się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się, że znajdujące się tam kaczki zostały oddane przez jedną mieszkankę, gdy trochę za bardzo zaczęły śmierdzieć jej na balkonie. (Kto trzyma w środku miasta kaczki na balkonie. W bloku!? ) W pierwszej chwili przyszedł mi na myśl Ptasi Azyl (Ośrodek Rehabilitacji Krajowych Ptaków Chronionych „Ptasi Azyl”), który zapewnia opiekę różnym ptakom z interwencji. Te dwa miejsca są na pewien sposób do siebie podobne. I niezbyt się myliłam chyba.

    Pan poinformował mnie też o tym, że do chorych zwierząt, które tam przebywają, np. do krowy, raz w tygodniu przychodzi weterynarz. Odpowiednią opiekę zwierzaki mają więc zapewnioną.

    Gdybym miała wybrać najważniejszy punkt tej wizyty, to zdecydowanie było to karmienie owiec. Bardzo chętnie podchodziły i zjadały listki. (Na płocie wisiała kartka z prośbą o niedokarmianie zwierząt, jednak obecny tam pan, powiedział, że trochę gałązek możemy dać im do zjedzenia.) Szły za dziewczynkami jak za pasterkami, a Zosia i Kornelka wzięły sobie chyba za misję, nakarmić każdą z nich.

    Czy wybrałabym się tam z dziećmi ponownie? Myślę, że tak, zwłaszcza gdyby dłuższy czas nie miały kontaktu ze zwierzętami.

    Wskazówki

    • Jedzenie: brak
    • Toalety: brak
    • Kiedy zwiedzać: weekendy
    • Czas zwiedzania: 15-60 minut (zależnie od stopnia zaangażowania dzieci)
    • atrakcje dodatkowe: stadnina koni
    • Czas dojazdu z Dworca Centralnego:
      • 🚲 – 40 minut
      • 🚌 – 40 minut
  • Plac zabaw w Lesie Bielańskim

    Plac zabaw w Lesie Bielańskim

    Ten post jest częścią serii Place zabaw (3 z 4)

    Cel podróży: Las Bielanski

    Warszawskie lasy miejskie są bardzo ważne z punktu widzenia każdego z nas, dzieci także. Gdy zobaczyłam na mapie punkt z placem zabaw w samym lesie, koniecznie dodałam to miejsce na listę do odwiedzenia. Zwłaszcza, że mamy świetny dojazd do niemal każdej strony lasu.

    W samym lesie Bielańskim byliśmy już kiedyś na przejażdżce rowerowej. Można w nim zrobić dosyć dużą pętlę podziwiając okoliczną przyrodę. Sporo ścieżek jest przeznaczonych jednak wyłącznie dla pieszych, dzięki temu można zaplanować sobie dłuższy spacer korzystając z leśnej ciszy.

    Szlaki na terenie rezerwatu przyrody „Las Bielański”

    I tak oto trafiłyśmy.

    Plac zabaw ma nietypową formę w porównaniu z tymi, do których przyzwyczajona jest większość z nas. Tutaj postawiono na maksymalne wkomponowanie konstrukcji w krajobraz otaczającego go lasu, stąd dosłownie wszystko jest drewniane.

    Sam plac jest też malutki. Na samym wejściu wita nas wielka sowa, a kilka drewnianych zwierzątek jest rozmieszoczych w różnych miejscach. Na środku placu znajduje się dosyć duży labirynt, który dzieci mogą wykorzystać na różne sposoby. Klasyczne szukanie drogi wyjścia z labiryntu nie musi być jedynym rozwiązaniem. Zwłaszcza że podłoże, w które powbijane są pale, jest piaszczyste, a same ścianki labiryntu na tyle niskie, że świetnie ćwiczy się na nich zmysł równowagi.

    Oprócz tego jednak nic innego nie ma. Stół z ławkami może ułatwić piknikowanie, jednak ilość śmieci dookoła sprawia, że na zwykłą zabawę niezbyt szybko tam wrócimy.

    Zalety

    • otoczony lasem
    • naturalny
    • ma miejsce do siedzenia ze stołem
    • łatwo dojechać rowerem
    • Okolica sprzyjająca spokojnym spacerom

    Wady

    • zaśmiecony, zwłaszcza wokół stołów
    • mała różnorodność aktywności

    Wskazowki

    • Pora roku: dowolna
    • Nasłonecznienie: srednie
    • Jedzenie: swoje
    • Toalety: brak (las)
    • Czas dojazdu z Dworca Centralnego:
      • 🚲 – 45 minut
      • 🚌 – 50 minut

    Ocena placu zabaw: 2/10

  • Plac zabaw w Lesie Bródnowskim

    Plac zabaw w Lesie Bródnowskim

    Ten post jest częścią serii Place zabaw (2 z 4)

    Czas wakacji w przedszkolu to dla nas świetna okazja do eksplorowania okolicznej natury i miejsc rozrywek. Mieszkając w Warszawie lista obowiązkowych punktów do odwiedzenia wydłuża się każdego dnia. Zaczęliśmy od tego, co lubimy najbardziej, czyli placów zabaw w naturze.

    Do Lasu Bródnowskiego trafiliśmy przy okazji wizyty w IKEA. Po drodze zauważyliśmy zachęcająco wyglądający drewniany plac zabaw na polanie pośród drzew. Obowiązkowo więc odwiedziliśmy ten plac przy następnej możliwej okazji.

    To co nam się naprawdę bardzo podoba w tym miejscu to maksymalne wykorzystanie naturalnych materiałów, drewno, na ziemi piach zamiast tartanu, itp. Dookola rośnie też sporo dużych drzew (tak, wiem, że w lesie rosną drzewa), które dają cień i ochłodę w upalne dni. Sam plac jednak nie jest schowany pośród drzew, dlatego właśnie dzieci wybierały zabawę w cieniu konstrukcji lub na kocu piknikowym. Przez silne słońce nie dało się też skorzystać z metalowych zjeżdżalni, które były już mocno nagrzane gdy przyjechałyśmy.

    Zalety

    • drewniane konstrukcje placu zabaw,
    • piaskowa nawierzchnia,
    • duża ilość drzew (w końcu sąsiedztwo lasu sprzyja),
    • spora różnorodność konstrukcji, dookoła umieszczono także gry i zadania dla dzieci.
    • Okolica lasu bródnowskiego jest świetna do spacerów!
    • Przy placu zabaw jest zadaszony stół z ławkami.
    • Kosze na śmieci

    Minusy

    • Stojaki rowerowe – są przed wjazdem do lasu, ale mocno zachaszczone
    • Nasłonecznienie – bardzo duże
    • Toalety: brak (w końcu las)
    • Jedzenie: brak, jednak z różnych stron lasu są okoliczne knajpy.

    Po przejściu całego pomostu z powrotem wskoczyłyśmy na rower i leśna droga wyprowadziła nas w przepiękną Brzozową Aleję. Koniecznie to miejsce odwiedzimy jesienią, gdy las ozdobią kolorowe liście. Teraz też jednak było cudownie, zwłaszcza, że nie było zbyt dużo ludzi.

    Tras rowerowych nie ma w tym miejscu zbyt wiele. Aczkolwiek spokojnie można zrobić pętelkę zupełnie nikomu nie przeszkadzając.

    Wskazówki:

    • Pora roku: wiosna, jesień, zima
    • Nasłonecznienie: duże
    • Jedzenie: swoje
    • Toalety: brak
    • Czas dojazdu:
      • 🚲 – 45 minut
      • 🚌 – 50 minut

    Ocena placu zabaw: 9/10

  • Szczęśliwicki Plac Zabaw

    Szczęśliwicki Plac Zabaw

    Ten post jest częścią serii Place zabaw (1 z 4)

    Od połowy lipca cała trójka naszych dzieci została w domu z powodu przerwy w przedszkolu. W tym czasie postanowiliśmy trochę ambitniej spędzać czas niż na placu zabaw pod domem. Dlatego niemal codziennie pakujemy się w rower i ruszamy przed siebie.

    Cel podróży: Park Szczęśliwicki

    Na pierwszy ogień poszedł Park Szczęśliwicki. Dziewczynki już dzień wcześniej chciały wstąpić do niego, gdy przejeżdżaliśmy obok.

    W samym parku znajdują się 3 place zabaw. Dwa, sąsiadujące ze sobą, są tuż przy boiskach i basenie letnim. Niedaleko wyciągu jest dodatkowo spora pajęczyna i kolejny plac zabaw. Przy pierwszej wycieczce odwiedziłyśmy place przy basenie.

    Zalety

    • kilka piaskownic
    • W okolicy jest trochę drzew, więc przez część dnia jeden z placów zabaw jest zacieniony (raczej po południu).
    • sporo konstrukcji do wspinania się dla starszych dzieci
    • Blisko placu zabaw (przed basenem) jest dużo stojaków rowerowych.

    Wady

    • W okolicy praktycznie nie ma żadnej toalety (pytałam też o to innych opiekunów).
    • I druga, chyba bardziej błaha dla niektórych, to nawierzchnia wyłożona tartanem. My zdecydowanie bardziej preferujemy naturalne wykończenie takich miejsc.

    Po zabawie i drugim śniadaniu wyciągnęłam dziewczyny na spacer. Przeszłyśmy wokół jednego jeziorka, a Zosia wyznaczała nam trasę tak, by wrócić z powrotem do roweru.

    Podobało nam się bo:

    • Łatwo dojechać rowerem, prawie pod sam basen dojechaliśmy DDR
    • Są 2 place zabaw obok siebie
    • Park Szczęśliwicki jest klimatyczny i bardzo różnorodny w atrakcje. Świetnie nadaje się na spacer z dziećmi
    • W budynku basenu jest lokal, w którym można awaryjnie zjeść (tak, dziewczyny wsunęły wszystko co miałam i były głodne po 1,5 godziny na placu zabaw)

    Wskazówki

    • pora roku: dowolna
    • nasłonecznienie dosyć duże
    • jedzenie: w budynku basenu, a także knajpa za skateparkiem
    • toalety: brak
    • parking rowerowy: tak, duży
    • Czas dojazdu z centrum
      • 🚲 – 20 minut
      • 🚌 – 30 minut

    Ocena placu zabaw: 7/10

  • Wielopielo. Co poza ekologią?

    Ekologia i dbanie o środowisko to jeden z głównych powodów, dla których zdecydowaliśmy się pieluchować wielorazowo. Na czele tej piramidy stoi jeszcze zdrowie dziecka i ekonomia.

    Ale od początku. Ekologia wielorazówek polega głównie na tym, że jedną pieluszkę wykorzystuje się wiele razy. Dodatkowo pieluszki takie mogą służyć większej liczbie dzieci. Przy produkcji wielopielo zużywa się również mniej wody. Zazwyczaj pieluszki te nie są bielone chlorem jak w przypadku jednorazówek.

    Zdrowie dziecka. Wspomniane wyżej bielenie chlorem nie wpływa korzystanie na skórę, zwłaszcza tak małego dziecka. (Czy wiesz, że chlorem bieli się również papier toaletowy?) W jednorazowych pieluszkach jest znacznie więcej nieprzyjaznej chemii niż chlor, która ma absorbować wszystkie płyny.

    Ekonomia. Jednorazowy koszt zakupu pieluszek rzeczywiście czasem potrafi przytłoczyć. Są różne badania porównujące koszt pieluchowania jednorazowego a wielorazowego. Jednorazowe pieluszki zamykają się zwykle w przedziale 3-10 tys zł za cały okres pieluchowania. Wielorazówki to jakieś 500-3000 zł. Dodatkowo pieluszki wielorazowe można później odsprzedać, odzyskując część zainwestowanych pieniędzy.

    Ilość produkowanych śmieci. Kiedy czekałam, aż dojadą do nas wszystkie pieluszki w trakcie zmiany systemów (po sprzedaniu poprzednich wkładów, otulaczy itp), byliśmy chwilę na jednorazówkach. I to jak często trzeba opróżniać kosz mnie po prostu przerosło. Moje sumienie mi po prostu na to nie pozwala. A co po całkowitym zużyciu takiej pieluchy? No cóż. Jednorazówka zalega na składowisku śmieci. A wielorazową pieluszkę, nawet najbardziej zepsutą, choćby z plamami, dziurami i nie wiem czym jeszcze, tylko SUCHĄ wrzucić można do kontenera na ubrania używane, a zostanie wykorzystana jako paliwo alternatywne. (Dla takich ciekawych informacji polecam obserwować @paniododpadow.

  • Pieluchowanie w zgodzie ze sobą

    Pieluchowanie w zgodzie ze sobą

    Dużo osób słysząc o pieluchach wielorazowych ma od razu takie skojarzenia, że „ojej, ale to dużo pracy”, „to nie dla mnie”, „co jak nie wyjdzie”.

    Dlaczego o tym pisze? Bo każdy nawet najmniejszy krok ma znaczenie i nie trzeba od razu przechodzić na 100% wielo.

    (więcej…)
  • Nasza wielodroga

    Nasza wielodroga

    Jest! Zaczął się właśnie Tydzień Pieluchy Wielorazowej. Pamiętam, jak wyglądał TPW jeszcze kilka lat temu, gdy Zosia była mała. Od tamtej pory wieloświat zmienił się diametralnie, a ja czasem czuję się jak dinozaur.

    Każda z naszych córek była/jest pieluchowania inaczej. Zosia od trzeciego miesiąca (wcześniejsze próby spełzły na niczym poza źle dopasowanym rozmiarem i przeciekami przy każdej okazji), Kornelka od narodzin z niewielką przerwa, a Gaja od wyjścia ze szpitala.

    Przeszliśmy tez przez różne systemy. Zosia na początku była na otulaczach PUL z wkładami (niestety zakup chińskich kieszonek i mikrofibry to nie był dobry wybór), potem kieszonki PUL, i na końcu otulacze wełniane. Kornelka na wełence była od narodzin, a od momentu pójścia do żłobka jest na AIO, Gaja w okresie noworodkowym tez miała otulacze wełniane, lecz po 3 miesiącach składania tetry w samolot, zdecydowaliśmy się również na AIO.

    W trakcie całego tego okresu kilka pieluszek niestety zniszczyliśmy. Przez niedostateczna ilość wiedzy na dany temat, popełniliśmy kilka błędów. Pięć lat temu ilość informacji o pieluchach była znacznie mniejsza, a pieluchowanie nie było tak modne jak staje się dzisiaj. W sumie decyzja o przejściu na AIO nie była dla nas prosta. To najdroższy z systemów i wystartować trzeba z konkretną kasą, a tu jeszcze trzeba było kupić pieluchy dla dwójki dzieci.

    Często osoby decydujące się na AIO maja suszarkę bębnowa, dzięki której pieluchy nie wiszą całymi dniami po całym mieszkaniu. My suszarki nie mamy, korzystamy za to z suszarni, w której pieluszki dosychają w mniej więcej 30 godzin.

    Pieluszki typu AIO na pewno nie nadają się na dalsze wyjazdy, dlatego myślę że w razie jakiejś dłuższej wycieczki zaopatrzymy się jednak w tetrę albo bambusowe pieluszki jednorazowe.