W Warszawie zaczynają się właśnie ferie zimowe i będą trwały od 13 do 26 lutego. Jeśli, tak jak my, nie wyjeżdżacie z miasta to pewnie zastanawiacie się co można zrobić z dziećmi. Jedną z naszych propozycji są Ferie z kinem dzieci w Kinie Muranów.
Jak sami organizatorzy informują na stronie festiwalu (link)
Młodych i najmłodszych widzów, oczywiście wraz z opiekunami, zapraszamy od 11 lutego na ferie z filmami Kina Dzieci w Kinie Muranów.
Codziennie, aż do 26 lutego, specjalnie dla Was będziemy grać najwspanialsze zimowe tytuły! W repertuarze znajdziecie produkcje znane z festiwalu Kino Dzieci. Podczas ferii zobaczymy m.in. nasz niekwestionowany hit – „Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. Tajemnicę Skorpiona”, a także przedpremierowo animację „Najlepsze urodziny Królika Karola”. W programie nie zabraknie dobrze znanej młodym widzom „Basi”, przygód zapisanych w „Pamiętniku Tatusia Muminka” oraz ulubionych bohaterów z „Przytul mnie. Poszukiwacze miodu”. Na ekranach zobaczymy również „Szybkich i śnieżnych” czy „Ellę Bellę Bingo”. Młodych i najmłodszych widzów wraz z opiekunami zapraszamy od 11 lutego na ferie z Kinem Dzieci w kinie Muranów. Codziennie, aż do 26 lutego specjalnie dla Was będziemy grać najwspanialsze zimowe tytuły!
My już zacieramy ręce na wizytę (albo wizyty) w kinie. Kilka filmów wpadło nam w oko dla naszych 6-latki i 3-latki.
W maju w wyniku mojego błędu kupiliśmy przez internet bilety do Be Happy Museum. Nie można było ich zwrócić, na szczęście udało nam się porozumieć z właścicielami i zgodzili się, byśmy wykorzystali bilety w ciągu 2 miesięcy.
Mając już doświadczenie po Selfie Museum wiedzieliśmy czego się spodziewać, więc pojechaliśmy uzbrojeniu w dobry humor i piękne uśmiechy, zwłaszcza dzieci na początku wizyty. Ciekawym akcentem lokalnym jest scenka z Warszawską Syrenką jako pierwsze stanowisko do zdjęć. Co prawda nam nie wyszło pewnie tak jak autor miał na myśli, ale Zosi spodobała się idea posiadania syreniego ogona.
W tym muzeum czuliśmy się jednak trochę inaczej niż w poprzednim lokalu. Głównie chyba ze względu na przestrzeń i rozplanowanie konkretnych punktów do zdjęć. Sporo tu było inscenizacji minimalistycznych, ale były też i takie humorystyczne.
Scenki, które nam się podobały
Basen podświetlany
Kaktusy jury
Różne huśtawki owocowe
Ramki lodów
z taką ilością dzieci trudno jest zrobić zdjęcie, by wszystkie patrzyły w obiektyw – Mission Impossible
Co nam się nie podobało
Ogólnie zabawa była bardzo fajna, dziewczynkom też się raczej podobało. Dla nas jednak było trochę zbyt mało zróżnicowanych teł, chociaż po zdjęciach tutaj tego nie widać. Sporo scenek było utrzymanych w jasnym różu. To co jednak najbardziej nam uderzyło po oczach to nieodpowiednie oświetlenie w wielu miejscach. Zła barwa światła źle współgrała z kolorem, np basenu kulkowego. Do tego były miejsca, w których się nie dało zrobić ładnego zdjęcia bez cieni, bo atrakcje źle zbiegały się z lampami.
Myślę jednak, że to jest bardziej wada lokalizacji. Lokal znajduje się w CH Reduta, a oświetlenie wyglądało jak zrobione odgórnie przez centrum handlowe, a nie zaprojektowane konkretnie pod scenki. Z drugiej strony być może dałoby się lepiej zaprojektować rozkład pomieszczeń pod oświetlenie? Na tym się jednak nie znamy, wiemy tylko, że sporo zdjęć pomimo wielu prób i szczerych chęci, po prostu nie wychodziły dobrze. Na zdjęciach poniżej widać brak dopracowania poszczególnych scenek. Po obróbce zdjęć i usunięciu kabla na ścianie wyglądają zdecydowanie lepiej.
po obróbceprzed obróbką
Bardzo atrakcyjną zaletą takich miejsc jest możliwość wykupienia wstępu dla fotografa profesjonalnego, który może rozłożyć swoje lampy i ma wysokiej jakości aparat. Być może Be Happy Museum w takim wypadku miałoby idealne propozycje do zdjęć.
Gaja zdecydowanie nie czuje się dobrze wśród tylu kulek
Dojazd
Czas dojazdu z Dworca Centralnego:
? – 14 minut
? – 20 minut
Wskazówki
Jedzenie: tak, w centrum handlowym
Toalety: tak, w centrum handlowym
Wiek dzieci 5+, dla całej rodziny
Ceny
Bilet normalny
50 zł
Dzieci – młodsze niż 3 lata
1 zł
Bilet ulgowy (dzieci powyżej 3 lat, uczniowie, studenci)
45 zł
Bilet rodzinny 2+1
125 zł
Cennik z dnia 1.12.2022
Nasze odczucia po obu wizytach. W pierwszym selfie Museum czuliśmy się lepiej i swobodniej. Przy drugiej wizycie zdecydowanie na minus przeważało słabe oświetlenie, wyszliśmy stamtąd delikatnie niezadowoleni, mimo że zostało nam kilka udanych zdjęć. Gdybyśmy mieli jednak pójść kolejny raz do jednego z tych muzeów, chyba celowalibyśmy w Selfie Muzeum. Aczkolwiek to jest całkowicie nasza subiektywna opinia.
Selfie Museum to jedna z wielu atrakcji, jakich może nam dostarczyć miasto. Pomimo całkiem mylącej nazwy, miejsce to kompletnie nie jest muzeum w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Jeśli wcześniej nie spotkał_ś się z tym terminem, to biegnę już z wyjaśnieniami.
Otóż selfie Museum to miejsce, w którym najzwyczajniej możesz robić sobie zdjęcia. Dużo zdjęć, bardzo duuuużo zdjęć, a w zasadzie tylko zdjęcia. Przygotowanych jest zazwyczaj kilka różnych scenografii, w których można „odegrać” jakąś rolę, a także sporo rekwizytów, którymi poprzez odpowiednie ustawienie, możesz uzyskać niesamowite efekty. Reszta zależy całkowicie od Ciebie.
Cóż… generalnie takie są założenia. My zdecydowaliśmy się odwiedzić jedno z takich selfie muzeów, ponieważ dotarło do nas, że opuściliśmy ostatnio wyjątkowe okazje na sesje fotograficzne, ale także po prostu nie mamy żadnych kolorowych i ładnych zdjęć.
Już na samym początku spotkała nas niezła przygoda. Bilety kupiłam online, weszlismy już do lokalu, pokazałam bilety i… psikus. Kupiłam bilety nie do tego miejsca co chciałam. Całe szczęście udało nam się dogadać z tym drugim muzeum i bilety nam nie przepadły 😮💨
To co nam się bardzo spodobało w tym miejscu:
Zaangażowanie pracowników. Zostalismy odprowadzeni po całym lokalu i poinstruowani jak robić zdjęcia, z którego miejsca wychodzą najlepsze. Dzięki temu zdjęcia robiło nam się zdecydowanie sprawniej.
Różnorodność scenek. Intensywne barwy i ciekawe pomysły scenek to klucz do dobrych zdjęć (poza fotografem i jakością aparatu). Kolory kolejnych pokoi różniły się od siebie a mimo to nadal były wyraziste.
Dobre oświetlenie. To jest chyba argument, który powinnam podac na pierwszym miejscu. W każdym z pokoi kluczowe punkt były dobrze oświetlone, barwa światła, umieszczenie lamp było naprawdę w porządku. Być może profesjonalni fotografowie by się do tego przyczepili, ale jak na potrzeby robienia zdjęć telefonem było w sam raz.
Jedną taką wadą, było widoczne zużycie niektórych elementów, jak pościerane nadruki. Z drugiej strony może to powinna być zaleta, bo oznacza to, że dana atrakcja cieszy sie duza popularnością?
Dojazd jest świetny, muzeum to znajduje się przy ul. Towarowej, którędy przebiega droga dla rowerów. Przed muzeum też są stojaki w formie odwróconego „U”.
Jedyne co trzeba mieć na uwadze, że ciężko sie idzie w takie miejsce z małymi dziećmi. To znaczy przydałaby sie dodatkowa para dorosłych rąk do pilnowania uciekających krasnali, bo jednak ileż można robić zdjęcia „Mamooooo!”
Zalety
Intensywne barwy
Przemyślane scenki
Zaangażowani pracownicy
Dobre oswietlenie
Świetny dojazd
Dojazd
Czas dojazdu z Dworca Centralnego:
🚲 – 10 minut
🚌 – 20 minut
Wskazówki
Jedzenie: brak na miejscu
Toaleta: tak
Wiek: 5+ na pewno, dla całej rodziny
Skorzystaliśmy już tez z tego, ze przyjechaliśmy kawał drogi i weszlismy do Selfie Muzeum. Pod koniec czerwca odwiedziliśmy Be Happy Museum. W następnym poście napiszemy Ci, czym oba się od siebie różnią.
Wszystkie zdjęcia do tego posta zrobiliśmy iPhonem 11, więc nie potrzebujecie najdroższych sprzętów, żeby mieć fajne pamiątki.
Nie wiem, ile z Was słyszało o tym miejscu. W czerwcu Zosia była zaproszona na zorganizowane urodzimy właśnie w tej sali zabaw, jednak ze względu na chorobę, impreza nas ominęła. Jednak recenzje i informacje zasięgnięte ze strony sprawiły, że niedługo potem tam pojechaliśmy.
Sala zabaw jest inna niż wszystkie znane mi dotąd. Najbliżej nas są Fikołki, aczkolwiek Zosia nigdy nie czuła się tam komfortowo, a nierzadko organizowanych tam jest az 5 imprez urodzinowych jedne za drugimi. Po każdej wizycie córa była mocno przebodźcowana, co było trudne dla niej, ale też dla nas.
Inca Play się wyróżnia.
Kolorami, a w zasadzie ich ograniczeniem. Każdy taki małpi gaj, jaki odwiedzaliśmy, wybuchał barwami na każdym kroku. Wykończenie przestrzeni zwykle jest bardzo intensywne, co dodatkowo energetyzuje dzieci. W Inca Play kolory ograniczono do węższej palety, białe ściany świetnie wydobywają spokój zielonych i drewnianych dodatków jakie tam zastosowano. Małpi gaj jest trochę utrzymany w zieleniach i szarościach, z pojedynczo występującymi mocniejszymi kolorami.
Muzyką. To znaczy jej brakiem. Nie jest idealnie cicho, sala zabaw jest wystawiona na przestrzeń otwartą centrum handlowego, w którym się znajduje, ale z głośników nie leci żaden dodatkowy bodziec dźwiękowy, poza komunikatami wydawanymi przez pracowników. Nam to bardzo się spodobało, już biegające i krzyczące dzieci stanowią niezłe wyzwanie przy próbach komunikacji z własnymi bąbelkami.
Strefą malucha. Ta mnie zwabiła wizualnie po samej wizycie na stronie. Co zrobić, jestem podatna na taki styl. Jasna przestrzeń, duża i bardzo dobrze zorganizowana jest świetną odpowiedzią na potrzeby dzieci i ich rodziców. Po środku stanął domek na drzewie ze zjeżdżalnią i basenem kulkowym. Oprócz tego jest tam dużo innych atrakcji dla mniejszych dzieci, kilka tablic manipulacyjnych, klocki do motoryki dużej, sensoryczne tablice dla maluszków i wiele innych.
Ukierunkowaniem na dziecko, wszędzie. Tego dowiedzieliśmy się już po wejściu na miejsce, ale okazuje się, że tam można z dzieckiem do 5 roku życia wchodzić na konstrukcję razem z nim. I to był dla nas strzał w 10, dzięki któremu Zosia wreszcie wybawiła się tak, jak nigdy. Moja obecność na górze pomogła też Kornelce, która czasami potrzebowała wsparcia. No dobra, tak szczerze to podjarałam się możliwością wejścia na górę równie mocno co dzieci, chociaż przyznam, że dzieci wymęczyły mnie po wsze czasy ganiając jak szalone po całym placu zabaw. Jakby nie patrzeć niższym stworzeniom łatwiej jest się poruszać po takiej konstrukcji.
Zosia wreszcie wybawiła się jak nigdy
Budowaniem poczucia bezpieczeństwa dzieci. Zosia zwykle boi się zjeżdżalni-rur. Przez to, że nie widzi rodziców ciężko jest jej się odważyć. A na tym placu, uwaga (to naprawdę SZTOS!), tego typu zjeżdżalnie są przezroczyste. Dzięki temu szybko przekonała się do zabawy do tego stopnia, że podjęła się nawet zjazdów na bardziej stromych rurach przeznaczonych dla starszych dzieci. W strefie malucha zjeżdżalnia prowadząca do basenu kulkowego również jest przezroczysta. Mimo to Kornelka nie zdecydowała się na zjazd, ona jest dzieckiem piasku i błota, a nie wysokości i prędkości.
Topografią. Zwróciłam jeszcze uwagę na budowę tego toru przeszkód. Praktycznie z każdego miejsca dziecko widzi podłogę, i w żadnym punkcie nie jest otoczone konstrukcją dosłownie z każdej strony. Nasza Zosia w innych miejscach tego typu jak już przekonywała się do wejścia na górę, wybierała trasy wzdłuż krawędzi, a każdorazowe przejście wgłąb wzbudzało dodatkowy niepokój.
Mini wesołym miasteczkiem. Tak naprawdę to 2 atrakcje ustawione na terenie Inca Play. Diabelski młyn i statek. W niemal dowolnym momencie można poprosić obsługę o uruchomienie maszyny, wówczas wraz z innymi uczestnikami można skorzystać z nich w (tak mi się wydaje) dowolnym wymiarze czasu.
Przygodą. Tak, dla starszaków w całej tej przestrzeni ukryto kilka kryjówek z zadaniami i zagadkami. Utrzymane są w (naszym ulubionym) zwierzęcym motywie, a celem dzieci jest znalezienie ich wszystkich.
Jedzeniem. Wreszcie to nie jest jakiś wybór pomiędzy tostami, goframi czy naleśnikami. Na miejscu jedzenie można zakupić w kawiarni, która oprócz standardowego menu ma też coś na obiad, typu pizza, wrapy. Jednak to co wzbudziło we mnie zainteresowanie to to, że mają też menu dla dzieci naprawdę malutkich, na przykład kaszka manna gotowana na miejscu.
Światłem. W sali zabaw jest jasno, ale nie jaskrawo. Sporo światła wpada przez główną kopułę centrum handlowego, a dodatkowe doświetlenie jest w miejscach tego wymagających.
Toaletami. To nie taka błaha zaleta. W wielu takich miejscach jest jedna toaleta dla chłopców i jedna dla dziewczynek, a w Inca Play jest po kilka, dla dorosłych też. Oczywiście sedesy w toaletach dziecięcych są mniejsze a umywalki niższe. Nasza 3-latka nie miała problemu z myciem rąk. Miła odmiana w porównaniu do łazienek, w których jedyne co jest dla dzieci to podest pod umywalką i czasem w toalecie.
O rety, dużo tych zalet. Naprawdę zakochaliśmy się w tej sali zabaw, tym bardziej, że trafiłyśmy na dzień bez grup zorganizowanych.
A czy są jakieś wady? Cena takiej imprezy nie należy do najniższych. My zdecydowaliśmy się na wizytę całodzienną, więc nie zapłaciłam jakoś mało. Na pewno atrakcyjne jest to, że można kupić bilet na 30 minut; 1, 2 albo 3 godzin. Zniżki są też dla dzieci do 2 roku życia, a maluszki poniżej roku w część dni wchodzą bezpłatnie. Dodatkowo honorują “Kartę Dużej Rodziny”, dając zniżkę na niektóre pakiety.
Lokalizacja. To bardziej wada lokalizacji samego centrum handlowego. W zasadzie najgorszy przypadek to jazda z wózkiem komunikacją miejską od strony centrum, ze względu na konieczność korzystania z wind w przejściu podziemnych pod Alejami Jerozolimskimi.
I tak serio, więcej wad nie widzę. Sala idealna. Świetnie sprzyja dzieciom w spektrum czy z różnymi trudnościami, chociażby sensorycznymi.
Wskazówki
Pora roku: dowolna
Pogoda: dowolna
Toalety: tak
Jedzenie: na miejscu
Inne: warto mieć swoje skarpetki na zmianę, inaczej trzeba zakupić na miejscu.
Przeglądając na mapie ostatnio pokonywane trasy, a zwłaszcza okolice, w których bywamy rzadko, znalazłam takie jedno ciekawe miejsce. Folwark Bródno.
Miejsce bardzo niepozorne, choć dzieci zostały oczarowane . Po zakupie biletów dostaje się papierowy kubek z warzywami do karmienia zwierzęcych mieszkańców folwarku. A spotkać można tu nie lada towarzyszy. Kury ozdobne, kaczki, gęsi, indory, króliki, kozy, owce (nie musieliśmy jechać na południe Polski żeby zobaczyć owce!), osiołki, kucyki czy nawet krowę.
Na miejscu zaczęłam zastanawiać się skąd te zwierzęta tam się w ogóle wzięły. Wybiegi są o ograniczonej powierzchni, akurat jak my byliśmy to nie było zbyt czysto, ale nic nie śmierdziało. Warunki życia powiedziałabym takie średnie. Zapytałam o to pana, który aktualnie był jedyną dostępną osobą z personelu. Okazało się, że wszystkie te zwierzęta były w jakiś sposób uratowane, albo oddane by spokojnie przeżyły swoje ostatnie lata. Bardzo się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się, że znajdujące się tam kaczki zostały oddane przez jedną mieszkankę, gdy trochę za bardzo zaczęły śmierdzieć jej na balkonie. (Kto trzyma w środku miasta kaczki na balkonie. W bloku!? ) W pierwszej chwili przyszedł mi na myśl Ptasi Azyl (Ośrodek Rehabilitacji Krajowych Ptaków Chronionych „Ptasi Azyl”), który zapewnia opiekę różnym ptakom z interwencji. Te dwa miejsca są na pewien sposób do siebie podobne. I niezbyt się myliłam chyba.
Pan poinformował mnie też o tym, że do chorych zwierząt, które tam przebywają, np. do krowy, raz w tygodniu przychodzi weterynarz. Odpowiednią opiekę zwierzaki mają więc zapewnioną.
Gdybym miała wybrać najważniejszy punkt tej wizyty, to zdecydowanie było to karmienie owiec. Bardzo chętnie podchodziły i zjadały listki. (Na płocie wisiała kartka z prośbą o niedokarmianie zwierząt, jednak obecny tam pan, powiedział, że trochę gałązek możemy dać im do zjedzenia.) Szły za dziewczynkami jak za pasterkami, a Zosia i Kornelka wzięły sobie chyba za misję, nakarmić każdą z nich.
Czy wybrałabym się tam z dziećmi ponownie? Myślę, że tak, zwłaszcza gdyby dłuższy czas nie miały kontaktu ze zwierzętami.
Wskazówki
Jedzenie: brak
Toalety: brak
Kiedy zwiedzać: weekendy
Czas zwiedzania: 15-60 minut (zależnie od stopnia zaangażowania dzieci)
Warszawskie lasy miejskie są bardzo ważne z punktu widzenia każdego z nas, dzieci także. Gdy zobaczyłam na mapie punkt z placem zabaw w samym lesie, koniecznie dodałam to miejsce na listę do odwiedzenia. Zwłaszcza, że mamy świetny dojazd do niemal każdej strony lasu.
W samym lesie Bielańskim byliśmy już kiedyś na przejażdżce rowerowej. Można w nim zrobić dosyć dużą pętlę podziwiając okoliczną przyrodę. Sporo ścieżek jest przeznaczonych jednak wyłącznie dla pieszych, dzięki temu można zaplanować sobie dłuższy spacer korzystając z leśnej ciszy.
Szlaki na terenie rezerwatu przyrody „Las Bielański”
I tak oto trafiłyśmy.
Plac zabaw ma nietypową formę w porównaniu z tymi, do których przyzwyczajona jest większość z nas. Tutaj postawiono na maksymalne wkomponowanie konstrukcji w krajobraz otaczającego go lasu, stąd dosłownie wszystko jest drewniane.
Sam plac jest też malutki. Na samym wejściu wita nas wielka sowa, a kilka drewnianych zwierzątek jest rozmieszoczych w różnych miejscach. Na środku placu znajduje się dosyć duży labirynt, który dzieci mogą wykorzystać na różne sposoby. Klasyczne szukanie drogi wyjścia z labiryntu nie musi być jedynym rozwiązaniem. Zwłaszcza że podłoże, w które powbijane są pale, jest piaszczyste, a same ścianki labiryntu na tyle niskie, że świetnie ćwiczy się na nich zmysł równowagi.
Na samym wejściu wita nas wielka sowaścianki labiryntu są na tyle niskie, że świetnie ćwiczy się na nich zmysł równowagi
Oprócz tego jednak nic innego nie ma. Stół z ławkami może ułatwić piknikowanie, jednak ilość śmieci dookoła sprawia, że na zwykłą zabawę niezbyt szybko tam wrócimy.
Czas wakacji w przedszkolu to dla nas świetna okazja do eksplorowania okolicznej natury i miejsc rozrywek. Mieszkając w Warszawie lista obowiązkowych punktów do odwiedzenia wydłuża się każdego dnia. Zaczęliśmy od tego, co lubimy najbardziej, czyli placów zabaw w naturze.
Do Lasu Bródnowskiego trafiliśmy przy okazji wizyty w IKEA. Po drodze zauważyliśmy zachęcająco wyglądający drewniany plac zabaw na polanie pośród drzew. Obowiązkowo więc odwiedziliśmy ten plac przy następnej możliwej okazji.
To co nam się naprawdę bardzo podoba w tym miejscu to maksymalne wykorzystanie naturalnych materiałów, drewno, na ziemi piach zamiast tartanu, itp. Dookola rośnie też sporo dużych drzew (tak, wiem, że w lesie rosną drzewa), które dają cień i ochłodę w upalne dni. Sam plac jednak nie jest schowany pośród drzew, dlatego właśnie dzieci wybierały zabawę w cieniu konstrukcji lub na kocu piknikowym. Przez silne słońce nie dało się też skorzystać z metalowych zjeżdżalni, które były już mocno nagrzane gdy przyjechałyśmy.
Zalety
drewniane konstrukcje placu zabaw,
piaskowa nawierzchnia,
duża ilość drzew (w końcu sąsiedztwo lasu sprzyja),
spora różnorodność konstrukcji, dookoła umieszczono także gry i zadania dla dzieci.
Okolica lasu bródnowskiego jest świetna do spacerów!
Przy placu zabaw jest zadaszony stół z ławkami.
Kosze na śmieci
Minusy
Stojaki rowerowe – są przed wjazdem do lasu, ale mocno zachaszczone
Nasłonecznienie – bardzo duże
Toalety: brak (w końcu las)
Jedzenie: brak, jednak z różnych stron lasu są okoliczne knajpy.
Po przejściu całego pomostu z powrotem wskoczyłyśmy na rower i leśna droga wyprowadziła nas w przepiękną Brzozową Aleję. Koniecznie to miejsce odwiedzimy jesienią, gdy las ozdobią kolorowe liście. Teraz też jednak było cudownie, zwłaszcza, że nie było zbyt dużo ludzi.
Tras rowerowych nie ma w tym miejscu zbyt wiele. Aczkolwiek spokojnie można zrobić pętelkę zupełnie nikomu nie przeszkadzając.
Od połowy lipca cała trójka naszych dzieci została w domu z powodu przerwy w przedszkolu. W tym czasie postanowiliśmy trochę ambitniej spędzać czas niż na placu zabaw pod domem. Dlatego niemal codziennie pakujemy się w rower i ruszamy przed siebie.
Cel podróży: Park Szczęśliwicki
Na pierwszy ogień poszedł Park Szczęśliwicki. Dziewczynki już dzień wcześniej chciały wstąpić do niego, gdy przejeżdżaliśmy obok.
W samym parku znajdują się 3 place zabaw. Dwa, sąsiadujące ze sobą, są tuż przy boiskach i basenie letnim. Niedaleko wyciągu jest dodatkowo spora pajęczyna i kolejny plac zabaw. Przy pierwszej wycieczce odwiedziłyśmy place przy basenie.
Zalety
kilka piaskownic
W okolicy jest trochę drzew, więc przez część dnia jeden z placów zabaw jest zacieniony (raczej po południu).
sporo konstrukcji do wspinania się dla starszych dzieci
Blisko placu zabaw (przed basenem) jest dużo stojaków rowerowych.
Wady
W okolicy praktycznie nie ma żadnej toalety (pytałam też o to innych opiekunów).
I druga, chyba bardziej błaha dla niektórych, to nawierzchnia wyłożona tartanem. My zdecydowanie bardziej preferujemy naturalne wykończenie takich miejsc.
Po zabawie i drugim śniadaniu wyciągnęłam dziewczyny na spacer. Przeszłyśmy wokół jednego jeziorka, a Zosia wyznaczała nam trasę tak, by wrócić z powrotem do roweru.
Można trochę odpocząć na hamakach
Podobało nam się bo:
Łatwo dojechać rowerem, prawie pod sam basen dojechaliśmy DDR
Są 2 place zabaw obok siebie
Park Szczęśliwicki jest klimatyczny i bardzo różnorodny w atrakcje. Świetnie nadaje się na spacer z dziećmi
W budynku basenu jest lokal, w którym można awaryjnie zjeść (tak, dziewczyny wsunęły wszystko co miałam i były głodne po 1,5 godziny na placu zabaw)
Wskazówki
pora roku: dowolna
nasłonecznienie dosyć duże
jedzenie: w budynku basenu, a także knajpa za skateparkiem